meak - przejażdżki i wyprawki

Info




Linki


Zalicz gminę ;)







Batoniki






button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Moje rowery

Unibike Viper 23159 km
Author Outset 17964 km
Kross Level 3.0 2021

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy meak.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Tak nie będzie ;)






Blog rowerowy. Aktualizowany od przypadku do przepadku. Spostrzegawczość jest ważna. Nie wiąż się z nim, jeśli nie lubisz dłuższej rozłąki. Zanim zaczniesz czytać zapoznaj się ze znaczeniem słów: ironia i sarkazm ;)



run-log.com

Bory Tucholskie, dzień czwarty, czyli różne są koleje losu... ;)

Środa, 17 sierpnia 2011 | dodano:25.08.2011 Kategoria 80 - 99 km, Bory Tucholskie 2011, Mapy z GPS, Wyprawy
Km:87.40Km teren:12.00 Czas:05:54Km/h:14.81
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcal Podjazdy:388m Rower:Unibike Viper


Plan wymyślony w dniu poprzednim obejmował wyjazd pociągiem przed siódmą rano, wkroczenie do sklepu, który otwarty miał być od godziny ósmej i powrót o 11.15 (z Chojnic 10.40) do Czarnej Wody z nowym bagażnikiem. Mistrzowski plan. Czułem się panem życia i śmierci. Jakiś bagażnik mi tu będzie podskakiwać! Nie ma! Ja tu rządzę!

Na razie powolutku i delikatnie przesuwałem rowerek po drodze w kierunku stacji, zwracając szczególną uwagę na bagażnik. Dotarłem wreszcie do dworca z bezpiecznym zapasem czasu i rozpocząłem oczekiwanie na pociąg do Chojnic. Na stacji nie było nikogo, ale po paru minutach przyszedł jakiś chłopak. Zapytałem, czy jedzie do Chojnic, ale okazało się, że interesuje go przeciwny kierunek. Odpowiadając na moje pytanie użył zwrotu, który niezwykle mnie zaniepokoił, powiedział mianowicie "jeżeli pojedzie"... Dlaczego "jeżeli"?! No... bo dzisiaj ma być strajk kolejarzy.

Jasna cholera! O, w mordę! Ajajajajajaj! Niech to szlag! Opracowując swój genialny plan zapomniałem o zapowiadanym przecież od jakiegoś czasu strajku! 17 sierpnia! Wrrrrr! Poczekałem przepisowe parę minut, a ponieważ w kasie jednak pojawiła się babka, więc wypytałem ją i dowiedziałem się, że NIC nie jedzie. NIC. Jestem panem życia i śmierci. Jestem. Więc strajk nie może mi nic zrobić. Ok, możliwości było parę. Np. mogłem sterroryzować kierowcę PKS i zmusić, żeby zabrał mnie z całym majdanem do autobusu. W gruncie rzeczy mogłem sterroryzować wszystkich i zażądać dostarczenia bagażnika na miejsce, do swych niezbyt aktualnie czystych stóp. Mogłem sterroryzować mieszkańców pobliskiego domu, żeby mi przechowali majdan aż nie wrócę z bagażnikiem. Mogłem też ich o to zwyczajnie poprosić... Nie miałem jednak ochoty rozstawać się z rowerkiem. Pojechaliśmy razem na wyprawę, więc wszystko przeżyjemy wspólnie. Od początku do końca. Potoczyłem się więc powolutku na przystanek autobusowy w celu rozpoznania rozkładu jazdy. Cały czas chciałem jechać do Chojnic choć bliżej był Czersk, bo w większym mieście upatrywałem dużo większe szanse na upolowanie sensownego bagażnika. Na przystanku była jednak dziewczyna, która przekonała mnie, że w Czersku jakiś rowerowy sklep istnieje... Do odjazdu autobusu była godzina, powoli zaczęli się zbierać ludzie, wielu spośród nich pojechałoby pewnie pociągiem... a tak przyłazili i zabierali potencjalną przestrzeń autobusową mojemu rowerkowi! Wraz z nadejściem kolejnego przyszłego pasażera narastała moja niechęć do nich! Czy oni naprawdę wszyscy muszą jechać akurat dzisiaj, kiedy mojemu rowerkowi pękł bagażnik? Zacząłem obmyślać Społeczny System Sprzedaży Biletów. Np. bilety otrzymałyby tylko osoby z bagażem powyżej 50 kg. W ten sposób autobus stałby się praktycznie moją limuzyną...

Powiększający się tłumek sprawił, że zacząłem rozmyślać na innymi rozwiązaniami. Np. może jednak udałoby mi się dojechać do Czerska? To tylko 10 km. Normalnie można to przejść w dobrą godzinę. Ale co zrobić z bagażnikiem, który grozi jeszcze większą katastrofą? Przypomniało mi się, że na wszelki wypadek załadowałem do sakwy kilkanaście plastikowych pasków zaciskowych albo jak nazywają je inni "zipperów".
Przyjrzałem się uważnie pęknięciom, ustawiłem bagażnik w takiej pozycji, żeby nie mógł wpadać do środka ani w dół i zacząłem "szyć" paskami ;) Użyłem w końcu sześciu pasków, które dawały nadzieję, że jakoś uda się te 10 km przejechać...

Spakowałem wszystko i powolutku ruszyłem. To była ruchliwa droga, śmigające tuż obok osobówki, TIRy, ale na szczęście było pobocze. Tyle, że droga była zbudowana z płyt, mocno niewyrównanych płyt i na każdej nierówności drżałe o to, co się dzieje zaraz za moimi plecami oraz uważnie obserwowałem licznik patrząc na kilometry przybliżające mnie do Czerska. Udało mi się dotoczyć jeszcze przed odjazdem autobusu, na który czekałem w Czarnej Wodzie. Znalazłem - podobno - najlepiej zaopatrzony sklep rowerowy w mieście, ale musiałem poczekać kilkanaście minut do otwarcia o godzinie dziewiątej. Zjadłem więc drugie śniadanie, czyli parę świeżych buł z jogurtem aż nadjechał Człowiek, Który Otworzył Sklep (CKOS). Wyjaśniłem, o co chodzi... i CKOS triumfalnie wyciągnął dokładnie taki sam bagażnik... jak ten, który właśnie chciałem wymienić :D

Dobra, w końcu ten bagażnik trochę przeżył. Miał trzy lata. Był w tym czasie na Suwalszczyźnie, na Podlasiu, na Litwie... Pomyślałem sobie jednak przy okazji - jakie to dziwne, wcześniej miałem bagażnik zdjęty z jakiegoś starego roweru, bagażnik z o wiele węższych pręcików i tamtemu nigdy nic się nie stało. Wytrzymał znacznie więcej i do tej pory jest w użyciu na drugim rowerze.

Ok, sentymenty na bok, zabrałem się za montaż/demontaż. Po chwili wymieniłem nowy bagażnik na inny egzemplarz, bo nie podobały mi się nierówne spawy (czyżbym zrobił się nadwrażliwy? :D ), które sprawiały, że ciężko było go równo skręcić śrubami. Drugi udało się już całkiem sprawnie założyć. Zapakowałem cały majdan z powrotem i ruszyłem tą samą drogą do Czarnej Wody - pomyślałem, że tak jak Kazimierz Nowak, którego Włosi zabrali w Afryce na parę słów "wyjaśnienia", a potem kiedy zrozumieli swój błąd, pytali co mogą dla niego zrobić, a on zażądał tylko, żeby odstawili go dokładnie w to miejsce, z którego go zabrali... Ja też chcę "dokładnie w to samo miejsce". Udało się. Z powrotem byłem o dziesiątej, a więc dzięki temu, że nie mogłem skorzystać z usług PKP, zyskałem całą godzinę! Zrozumiałem, że strajk to było moje kolejne szczęście! No, jak się ma takie szczęście to wszystko musi się udać! ;)

Dokładnie to samo miejsce ;)



Ruszam na Zimne Zdroje!







W Osiecznej myślałem chwilę nad nowym środkiem transportu, ale nie mogłem znaleźć pedałów ;)



Znalazłem za to miejsce zamieszkania Autobusu, ale akurat go nie było. Ciekawe, gdzie sobie pojechał. Ok, wiem że parę tygodni wcześniej Autobus również jeździł na rowerze po Borach Tucholskich, więc teraz chce pewnie w spokoju napisać swoją relację ;)



Duże Krówno, Błędno...











Za Osieczną wjechałem do Wdeckiego Parku Krajobrazowego. Cisza i spokój. I, niestety, fatalna droga. Oto jest pytanie - bruk, czy piach? ;) O dziwo był remis ze wskazaniem na piach ;) Mało tego - po dobrych paru kilometrach zauważyłem zbliżający się z naprzeciwka biały samochodzik. Wewnątrz kobieta młodsza, kobieta starsza i dziewczynka. W samochodzi GPS. I pytanie, które niemal zrzuciło mnie z roweru: "przepraszam pana bardzo, którędy do autostrady?" ... (...) :D :D :D "Bo GPS mnie tak poprowadził..." :D :D :D



Osie.







Tleń.



Zabawny kościół w Tleniu.





To już był czas i miejsce, żeby poszukać miejsca na biwak - jeśli chodzi o czas to mogłem jeszcze jechać, ale - znowu nie chciałem tego robić na terenie parków krajobrazowych, a za sobą miałem Wdecki Park i niedaleko przed sobą Tucholski. Skręt w las, dalej jakieś dziwne drogi i... kurcze, w tym lesie nie ma poszycia ani nawet jakichś marnych krzaków, żeby choć trochę się ukryć! Poczekałem więc do maksymalnie późnej godziny i namiot rozbijałem już przy świetle super czołówki Petzla, którą kupiłem tuż przed wyjazdem ;)



Na sam koniec dodam, że odkryłem w Szczecinie sklep, w którym mogę kupić wszystkie rodzaje piwa, które napotkałem podczas wakacji - czy to w Szklarskiej Porębie (pyszny Lwówek Książęcy), czy w Borach Tucholskich, gdziekolwiek indziej w Polsce, są też oczywiście zagraniczne. Sklep jest po prostu cudowny i niech istnieje jak najdłużej! :) Elysium, sklep z dobrym piwem pomiędzy Placem Odrodzenia, a Placem Zamenhofa, czyil Monte Cassino. Nie ma sensu jeździć do Niemiec po piwo skoro coś takiego jest w pobliżu - mało tego, to patriotyczny obowiązek każdego kto lubi dobre piwo! ;)

Komentarze
Jak użyłem "zipperów" do "szycia" bagażnika na wyprawce na Rugię w ub. roku z sakwami, tak używam go z nimi do dziś;)))
Prowizorki są najtrwalsze ;)
Misiacz
- 13:50 piątek, 26 sierpnia 2011 | linkuj
Tak, cisza i spokój:)
Kajman
- 06:51 piątek, 26 sierpnia 2011 | linkuj
Nie jest tak źle, prócz kropek, od czasu do czasu, coś się u Ciebie dzieje, właśnie na to więcej niż kropka, będę czekała z niecierpliwością :)))
rowerzystka
- 06:29 piątek, 26 sierpnia 2011 | linkuj
@rowerzystka
Ja się oczywiście cieszę, problem w tym, że u mnie taki "właśnie leci kabarecik" jest właściwie raz do roku. Potem zaczynają się nudne wpisy "kropkowe" (a więc najwięcej treści jest w tytule i jest to kropka ;) )
Ale zawsze można liczyć na zmianę ;)
meak
- 04:23 piątek, 26 sierpnia 2011 | linkuj
Twój blog jest kolejnym, który z przyjemnością czytam :)
Czekam z niecierpliwością na dalsze wpisy :)))
rowerzystka
- 20:17 czwartek, 25 sierpnia 2011 | linkuj
a mnie spodobało się najbardziej przywiązanie sentymentalne do Twojego bagażnika ....z jakim trudem podejmowałeś decyzję by wymienić go na inny model .... Musisz być niepoprawnym romantykiem ! ....A wycieczka znów przepiękna , jak i tereny które zwiedziłeś ! :)))))
tunislawa
- 19:59 czwartek, 25 sierpnia 2011 | linkuj
Dzisiejszego dnia przeglądając blogi swoich znajomych ubawiłem się i uśmiałem do łez dwa razy, czytając Twoje rozterki czy wejdziesz z rowerem do autobusu i Brum o jej rozterkach ze środowej przejażdżki (jeśli mogę dodać, to ja też uwielbiam "Piwko" po przebytej wycieczce, bo jak napisałeś nic tak nie gasi pragnienia jak ten "Złoty Napój").
srk23
- 16:16 czwartek, 25 sierpnia 2011 | linkuj
Zaiste jesteś panem życia i śmierci, zaczynam czuć przed Tobą coraz większy respekt. ;)
Mam nadzieję, że nie wchodziłeś do mojego domu w butach... i nie kręć (tzn. kręć oby jak najdłużej, ale nie zmyślaj): monitoring wszystko zarejestrował (nie miałem tylko czasu przejrzeć). ;)
autobus
- 13:31 czwartek, 25 sierpnia 2011 | linkuj
@jotwu

Pewnie tak, ale ja lubię podczas wyprawy kupić sobie jedno, max dwa piwa na wieczór, kiedy już odpoczywam, nie jadę, a piwo naprawdę świetnie gasi pragnienie po całym dniu takiego wysiłku. Następnego dnia mogę więc spokojnie jechać, bo po alkoholu nie ma już żadnego śladu w organizmie ;)
meak
- 13:19 czwartek, 25 sierpnia 2011 | linkuj
To, że robisz piękne zdjęcia, to "oczywista oczywistość" - zaskoczyła mnie wielkość Twego namiotu w odniesieniu do stojącego obok roweru, prawdziwy komfort. Czy piwo wypite podczas jazdy lub przed jazdą może być policyjnie kiepsko widziane ?
jotwu
- 13:13 czwartek, 25 sierpnia 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!