meak - przejażdżki i wyprawki

Info




Linki


Zalicz gminę ;)







Batoniki






button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Moje rowery

Unibike Viper 22933 km
Author Outset 17964 km
Kross Level 3.0 2021

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy meak.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Tak nie będzie ;)






Blog rowerowy. Aktualizowany od przypadku do przepadku. Spostrzegawczość jest ważna. Nie wiąż się z nim, jeśli nie lubisz dłuższej rozłąki. Zanim zaczniesz czytać zapoznaj się ze znaczeniem słów: ironia i sarkazm ;)



run-log.com

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2013

Dystans całkowity:102.03 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:05:10
Średnia prędkość:19.75 km/h
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:102.03 km i 5h 10m
Więcej statystyk

Andropauzalna wycieczka po setkę ;)

Sobota, 17 sierpnia 2013 | dodano:17.08.2013
Km:102.03Km teren:0.00 Czas:05:10Km/h:19.75
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcal Podjazdy:m Rower:Unibike Viper
Ratuję życie kotu. Temu kotu:



To była fota z pierwszego dnia reanimacji, teraz jest tak:



Z tego powodu nie mogłem dzisiaj pojechać o swojej zwykłej porze, czyli o szóstej. Może siódmej. Albo ósmej, bo kot zamówił sobie wizytę u weterynarza na 10:30 (kot, złaź z tej półki! I nie przeszkadzaj pisać! ;) )


Wyjechałem więc po 11.00. Strasznie dawno nie jeździłem gdzieś dalej, więc kiedy ostatnio przydarzyło mi się zrobić starodawny szlak Kostrzyn - Słubice po Oder-Neisse Radweg, a potem jeszcze z pewnym znajomym przejechać ponad 70km i nie umrzeć całkowicie... to stwierdziłem, że czas na Test Andropauzalny ;)

Pierwszym problemem był wybór trasy, kierunku (to ważne, gdzie można umrzeć), ale jakoś dałem sobie z tym radę. I wyruszyłem. Od razu dostałem zadyszki i po jakichś 10 km pomyślałem, że chyba jestem bezmyślny. Bezmyślnie pedałowałem dalej, żeby dojechać chociaż do mojej ulubionej wiaty pod Mescherin:



Samopoczucie z pewnością kiedyś bywało lepsze, ale przecież nie po to dojechałem po polskich drogach (no, prawie) do Mescherin, żeby teraz zrezygnować z cudownego, niemieckiego asfaltu...

Wcześniej jednak, kiedy zmęczenie odpowiednio wykrzywiło już moją twarz, zobaczyłem znajomy układ kasku na głowie. I przywitałem się choć nie do końca wiedziałem z kim. Analiza układu kasku wykazała, że to może być... Tunia. Kiedy już wróciłem i zerknąłem na odpowiednią stronę informacyjną, okazało się, że to rzeczywiście Tunia :)

Nie zrezygnowałem z asfaltu. Andropauzalnie przełykałem innych rowerzystów, a szczęście sprawiło, że wszyscy jadący szybciej ode mnie jechali w kierunku przeciwnym ;) Kiedy dojechałem do 51 kilometra na jedną, króciutką sekundę odzyskałem rozsądek i zawróciłem. Smutne, że rozsądek przyszedł tak późno, bo właściwie tuż przed Schwedt i dopiero wtedy, kiedy było pół setki...



(kot, złaź z tej półki. A to są moje buty i moje sznurówki. I sandały też. Tak, palce też są moje. Dlaczego Ty sobie nie zdajesz sprawy, że jesteś za mały, żeby tak gryźć...?! ;) A jak już zwalisz coś na podłogę to mógłbyś podnieść. Nie możesz? To mam problem. )

Rozpocząłem powrót. Rower zwiększył tarcie a wiatr który wiał wcześniej w twarzyczkę teraz zwiększył lepkość i i tak nie pozwalał jechać. Swoją lepkością posmarował też drogę rowerową i ledwo dotarłem ponownie do ulubionej wiaty pod Mescherin. Wcisnąłem kolejnego batona. Wodę z magnezem. Zaległem na ławce i życie zaczęło przelatywać mi przed oczami. Za szybko, więc i tak nic nie widziałem. Zacząłem się zastanawiać, czy może np. wrócić pociągiem z Gryfina, ale andropauzalność usunęła natychmiast tę myśl jako wadliwą. W końcu pomyślałem, że może lepiej poczuję się na rowerze. Miałem też zamiar pojechać ze Staffelde do Pargowa Szlakiem bielika - jadąc jeszcze w tamtą stronę widziałem drogowskaz (zresztą, w tym samym miejscu, w którym kiedyś wyłoniłem się tam z chaszczy, nie było wtedy żadnego asfalciku ;) ) - bo jazda szosą z Kołbaskowa do granicy z Niemcami pięknie przypomniała mi jak jeżdżą polscy kierowcy. Jakoś się tam doczłapałem, skręciłem zbielały (jak bielik) z wysiłku i z zawrotną prędkością około 15km/h toczyłem się w kierunku domu. Już w mieście było nawet lepiej, ale kiedy wszedłem do domu to najpierw zawinąłem się w koc i położyłem a kot zaczął polować na stopy pod kocem, bo wyczuł, że kuwetowy jest jakiś osłabiony i może uda się wygrać walkę o dominację. Na szczęście wiem, gdzie ma przycisk "mruczenie" i czasem udaje mi się trafić. Tak jak dzisiaj.

Wycieczka po setkę zakończyła się dziesięcioma setkami piwa. Bo nic tak jak piwo nie gasi pożaru po takiej wycieczce ;)

Swoją drogą nie wysmarowałem się żadnym kremem z filtrem i obserwuję jak kolor czerwony robi wyraźne postępy.