- Kategorie bloga:
- 100 km i więcej.28
- 200 km i więcej.1
- 51 - 79 km.96
- 80 - 99 km.35
- Bory Tucholskie 2009.12
- Bory Tucholskie 2011.7
- Geocache.1
- Litwa 2010.8
- Mapy z GPS.44
- Niemcy.117
- Okolice Szczecina.328
- Poj.Krajeńskie-Bory Tucholskie 2.7
- Polska Egzotyczna 2007.12
- Słubice i okolice.112
- Suwalska Trzydniówka.5
- Suwalszczyzna 2006.6
- Suwalszczyzna-Podlasie 2008.9
- Weekendowa wyprawa 2005.3
- Wyprawa 1 2006.10
- Wyprawy.52
Blog rowerowy. Aktualizowany od przypadku do przepadku. Spostrzegawczość jest ważna. Nie wiąż się z nim, jeśli nie lubisz dłuższej rozłąki. Zanim zaczniesz czytać zapoznaj się ze znaczeniem słów: ironia i sarkazm ;)
Przez Niemcy, czyli z pracy do domu :)
Poniedziałek, 14 marca 2011 | dodano:14.03.2011 Kategoria Mapy z GPS, Niemcy, Okolice Szczecina
Km: | 45.07 | Km teren: | 4.00 | Czas: | 02:29 | Km/h: | 18.15 |
Pr. maks.: | 38.57 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Author Outset |
Ta droga kusiła mnie od dawna i dwukrotnie już wcześniej tam z ciekawości wjeżdżałem, ale za każdym razem trafiałem na takie kałuże, że w końcu wracałem. Ten hermetyczny początek dotyczy brukowanej drogi biegnącej do granicy, a zaczynającej się przed Barnisławiem, od strony Smolęcina.
Domyślałem się, że nie będzie to lekki przejazd, te bagienka które widziałem tu wcześniej i które mnie stąd wygoniły nie pozostawiały złudzeń, ale ponieważ miał to być odcinek najwyżej parokilometrowy, więc zaparłem się i stwierdziłem, że tym razem dojadę do Pomellen choćby miało to rozpętać kolejną wojnę ;)
W ten sposób udało mi się nareszcie w tym roku wrócić do domu z pracy w jakiś normalny sposób... ;)
Pogoda była niestety mocno wodnista choć właściwie bez opadów, ale na widoczność i zdjęcia miało to wpływ. Tym bardziej, że dzisiaj zabrałem ze sobą tylko Kanonika, czyli "aparat duchowny" jak to kiedyś Misiacz stwierdził ;) Szkoda, że w nim jest taki kiepski zoom, bo kilkakrotnie płoszyłem sarny i żurawie, a na koniec przegoniłem ze strony niemieckiej na polską, zająca... Kicając szwargotał coś pod nosem, ale moje "Nu, pagadi!" chyba zrozumiał. Byłem wtedy już głodny i miałem wilcze spojrzenie, a do zabójstwa prowadzą czasem tylko niewłaściwe skojarzenia ;)
Pozdrowiłem dzisiaj po drodze wszystkich napotkanych rowerzystów i wszyscy odpowiedzieli. Czyżbym jechał z samurajskim mieczem w ręce? Nie pamiętam... Jechałem na fatalnym rowerze, do którego sam nie mam zaufania, byłem nieogolony, w ubraniu - bardzo tak sobie - rowerowym. Ech, następnym razem muszę zrobić test z gumiakami, ale... oczywiste, że wtedy każdy mi odpowie, nawet miecz samurajski nie będzie potrzebny ;)
Najpierw dobrze znane ruinki średniowiecznego kościoła w Smolęcinie:
Początek tajemniczej, brukowanej drogi ;)
Powoli zagłębiamy się w rejony błotne:
Tu ktoś usypał wąskie przejście przez rów. Ktokolwiek to jest - serdeczne dzięki :) A konkretnie - podziękowania należą się Michałowi Dworzańskiemu.
Spojrzenie wstecz. Tak, zjeżdża się z tej góreczki ;)
A tuż przed Pomellen znajduje się zjawisko otabliczkowane słowem "verboten" ;)
Kościółek w Pomellen:
Kawałek za Pomellen, po lewej stronie znajdują się takie tajemniczne ruiny:
Droga do Ladenthin:
Ladenthin. Kościół i cmentarz:
Dom w Ladenthin:
A rano... Rano był spacer z kijkami :)
Domyślałem się, że nie będzie to lekki przejazd, te bagienka które widziałem tu wcześniej i które mnie stąd wygoniły nie pozostawiały złudzeń, ale ponieważ miał to być odcinek najwyżej parokilometrowy, więc zaparłem się i stwierdziłem, że tym razem dojadę do Pomellen choćby miało to rozpętać kolejną wojnę ;)
W ten sposób udało mi się nareszcie w tym roku wrócić do domu z pracy w jakiś normalny sposób... ;)
Pogoda była niestety mocno wodnista choć właściwie bez opadów, ale na widoczność i zdjęcia miało to wpływ. Tym bardziej, że dzisiaj zabrałem ze sobą tylko Kanonika, czyli "aparat duchowny" jak to kiedyś Misiacz stwierdził ;) Szkoda, że w nim jest taki kiepski zoom, bo kilkakrotnie płoszyłem sarny i żurawie, a na koniec przegoniłem ze strony niemieckiej na polską, zająca... Kicając szwargotał coś pod nosem, ale moje "Nu, pagadi!" chyba zrozumiał. Byłem wtedy już głodny i miałem wilcze spojrzenie, a do zabójstwa prowadzą czasem tylko niewłaściwe skojarzenia ;)
Pozdrowiłem dzisiaj po drodze wszystkich napotkanych rowerzystów i wszyscy odpowiedzieli. Czyżbym jechał z samurajskim mieczem w ręce? Nie pamiętam... Jechałem na fatalnym rowerze, do którego sam nie mam zaufania, byłem nieogolony, w ubraniu - bardzo tak sobie - rowerowym. Ech, następnym razem muszę zrobić test z gumiakami, ale... oczywiste, że wtedy każdy mi odpowie, nawet miecz samurajski nie będzie potrzebny ;)
Najpierw dobrze znane ruinki średniowiecznego kościoła w Smolęcinie:
Początek tajemniczej, brukowanej drogi ;)
Powoli zagłębiamy się w rejony błotne:
Tu ktoś usypał wąskie przejście przez rów. Ktokolwiek to jest - serdeczne dzięki :) A konkretnie - podziękowania należą się Michałowi Dworzańskiemu.
Spojrzenie wstecz. Tak, zjeżdża się z tej góreczki ;)
A tuż przed Pomellen znajduje się zjawisko otabliczkowane słowem "verboten" ;)
Kościółek w Pomellen:
Kawałek za Pomellen, po lewej stronie znajdują się takie tajemniczne ruiny:
Droga do Ladenthin:
Ladenthin. Kościół i cmentarz:
Dom w Ladenthin:
A rano... Rano był spacer z kijkami :)
Komentarze
Dziękuję za miłe słowa. Więcej przejść nie zakopałem. Dwa między Staffelde, a Pargowem - a to trzecie. Jesienią zeszłego roku pojeździłem wzdłuż granicy lądowej. Dotarłem do Blankensee-Buk. Dróżki są dość ciekawe - szczególnie te wzdłuż granicy lądowej. Nie opracowałem jeszcze konkretnych tras, ale sporo zdjęć m.in z tego miejsca znajdziesz pod tym adresem: http://www.panoramio.com/user/4354016/tags/A.Na%20granicy%20polsko-niemieckiej%20-%20On%20the%20Polish-German%20border. Pozdrawiam - Michał
Michał - 15:09 środa, 16 marca 2011 | linkuj
Burza oklasków, jesteś WIELKI ! Dowcipny opis, udokumentowany stosownymi zdjęciami a ja jestem szczególnie zainteresowany tą właśnie trasą, bo 27 lutego (zaglądnij do mego wpisu) też skręciłem brukowaną drogą w kierunku granicy, dojechałem do niej i tu skończyło się podobieństwo naszych wojaży, bo granicy nie przekroczyłem ze względu na rozległe pola, za którymi nie było widać spodziewanych, niemieckich zabudowań. Prowadziłem rower wzdłuż granicy aż do przejścia pod Bobolinem. 1 : 0 dla Ciebie. W Twoim reportażu kusząco prezentuje się droga Ladenthin, gdzie miałem nadzieję dotrzeć. Postaram się "zrehabilitować -:)
jotwu - 06:03 wtorek, 15 marca 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!