- Kategorie bloga:
- 100 km i więcej.28
- 200 km i więcej.1
- 51 - 79 km.96
- 80 - 99 km.35
- Bory Tucholskie 2009.12
- Bory Tucholskie 2011.7
- Geocache.1
- Litwa 2010.8
- Mapy z GPS.44
- Niemcy.117
- Okolice Szczecina.328
- Poj.Krajeńskie-Bory Tucholskie 2.7
- Polska Egzotyczna 2007.12
- Słubice i okolice.112
- Suwalska Trzydniówka.5
- Suwalszczyzna 2006.6
- Suwalszczyzna-Podlasie 2008.9
- Weekendowa wyprawa 2005.3
- Wyprawa 1 2006.10
- Wyprawy.52
Blog rowerowy. Aktualizowany od przypadku do przepadku. Spostrzegawczość jest ważna. Nie wiąż się z nim, jeśli nie lubisz dłuższej rozłąki. Zanim zaczniesz czytać zapoznaj się ze znaczeniem słów: ironia i sarkazm ;)
Wyprawa na Litwę - dzień szósty, czyli Pratchett miał rację ;)
Piątek, 23 lipca 2010 | dodano:30.07.2010 Kategoria 80 - 99 km, Litwa 2010
Km: | 85.37 | Km teren: | 25.00 | Czas: | 05:55 | Km/h: | 14.43 |
Pr. maks.: | 37.20 | Temperatura: | 32.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | 1606kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Unibike Viper |
Wszystkie zdjęcia z Wyprawy na Litwę
Wstałem w pokoiku z balkonikiem o 5:30 - totalna rozpusta. Kiedy już zniosłem wszystkie rzeczy na dół i szykowałem się do wyjazdu, babcia akurat zeszła, żeby wydoić swoje kózki i przy okazji się pożegnaliśmy - 2 lata temu wstałem tak wcześnie, że nie było do tego okazji ;) Na pożegnanie pstryknąłem domkowi z tarasem zdjęcie.
Najpierw pojechałem z Płaskiej szosą do Przewięzi, potem kontynuowałem już drogą gruntową obok jeziora.
W Augustowie zajechałem do taniego baru "Ptyś" i na pożegnanie zamówiłem... kartacze. Na śniadanie, a co ;) Zamówiłem też coś do picia chociaż miałem niezłe zapasy ze sobą, ale upał tego dnia bardzo wcześnie zaczynał się dawać we znaki. Dalej ruszyłem w pełnym słońcu wzdłuż Kanału Augustowskiego szlakiem pieszym - przed Białobrzegami przekroczyłem szosę 8 i trafiłem na ojczyste piaski ;)
Przed Bargłowem Dwornym dłuższy czas musiałem prowadzić rower, później było nieco łatwiej. W Bargłowie Kościelnym zajrzałem do sklepu. Kupiłem litr Powerade i małe, bezalkoholowe piwo Lech. Usiadłem nieopodal, żeby chwilę odsapnąć i wszystko to wypiłem :)
W Borzymach (na drogowskazie jest napisane "Bożymy", na mapie inaczej ;) ) znowu zaliczyłem sklep i kolejne pół litra Powerade (oczywiście w międzyczasie ciągnąłem non-stop wodę z bukłaka ;) ). Przy okazji zaczepił mnie młody chłopak na rowerze, który koniecznie chciał wiedzieć, czy jak on sobie teraz na wakacjach pojeździ codziennie po 40 - 50 km to będzie dużo, czy mało? Odparłem, że to bardzo dużo i pojechał szczęśliwy ;)
Za Borzymami trafiłem na jakiś cmentarz z I Wojny Światowej, gdzie były groby Niemców, a w miejscowości Kucze na pięćdziesięciokilometrowego rowerzystę. W sklepie kupiłem tym razem Nestea Zielona Herbata, którą na miejscu wypiłem ;)
Dalej była już mniej ciekawa droga, którą dowlokłem się w końcu do Ełku i zacząłem szukać... Powerade :D oraz noclegu. Niestety, Ełk to nie Augustów, gdzie kwaterę znajduje się tanio i w 5 minut. Trafiłem w końcu do jakiegoś pensjonatu, gdzie przystojna pani zaśpiewała stówę za noc. Odśpiewałem, że rany boskie dlaczego, czy tu nie można znaleźć nic taniej jak np. w Augustowie? Na to pani łypnęła na mnie ciekawym okiem, wyszła zza kontuaru i zapytała, ile byłbym gotów jej zapłacić to z pewnością się dogadamy... Falsetem wyśpiewałem hymn ełckiego kempingu i tamże poszedłem rozbić namiot choć na niebie działy się rzeczy dziwne, a starzy ludzie powiadali, że jak się rodzą dwugłowe cielęta to zabraknie wieprzowiny na święta...
Na kempingu okazało się, że mają pokoje - zależało mi na tym nie tylko ze względu na pogodę, ale też nie chciałem tracić rano czasu na zwijanie przed pociągiem. Po wprowadzeniu się do pokoju wziąłem szybką kąpiel i popędziłem coś zjeść. "Coś zjeść" znalazłem w niedalekiej pizzerii o zmyślnej nazwie "Roma", gdzie oferują pizzę w bardzo zróżnicowanych rozmiarach, mianowicie:
Duża - 30 cm
Mała - 28 cm
Zamówiłem małą, nie czułem się jakoś na siłach.
Do tego piwo, a potem ucieczka, bo plotka o cielętach okazała się prawdziwa. Zdążyłęm na szczęście do swojego pokoju i racząc się piwem Łomża obserwowałem sytuację za oknem. Położyłem się w końcu spać.
Następnego dnia zapakowałem się w pociąg i rozpocząłem nowe przygody :)
Najpierw, nie wiem nawet na jakiej stacji, pociąg zasiedlili anglojęzyczni pasażerowie. Pewnie nie nawiązałbym z nimi kontaktu, ale jedna z kobiet próbowała się od konduktora dowiedzieć jaka stacja znajduje się before SLUPSK. Konduktor słysząc pytanie w języku obcym natychmiast zaczął zachowywać się jak bardzo wyobcowany człowiek, właściwie jak autysta, którego interesują tylko literki i cyferki na biletach, a miał przy tym tak skoncentrowany wyraz twarzy, że z pewnością policzył ile pasażerowie mają wykałaczek i zapałek w kieszeniach. Zacząłem więc obcą krajówkę uczyć trudnej wymowy słowa "Lębork". Zrezygnowałem, kiedy po raz 101 usłyszalem "Libog". Po chwili jednak zostałem postrzelony opowieścią o tym, że jadą na "church camp" i czy ja może słyszałem o "speaking tongues", bo to jest "changing life experience". Odparłem od razu, że jestem ateistą i w moim kościele nie wierzy się w takie rzeczy. Popatrzyła się na mnie z głębokim zrozumieniem, wyjęła aparat foto i zaczęła opowiadać o sobie, o rodzinnych stronach (Alice Springs w środeczku Australii). To było nawet fajne, bo na zdjęciach oglądałem naprawdę niesamowite krajobrazy. Po chwili jednak - jak się można było spodziewać - dowiedziałem się, że wielu spośród nich również było kiedyś ateistami, ale "changing life experience" and "speaking tongues", i już nie są, a w ogóle to czy mam w domu biblię. Cóż, pogadaliśmy jeszcze chwilę, oczywiście musiałem odeprzeć parę podobnych wtrętów a i tak nagle znalazła się wizytóweczka, z wiele mówiącym napisem w języku obcym "Pozwól bogu udowodnić prawdę!", a potem był wreszcie Słupsk i wysiedli, ufff...
Nie wiedziałem jednak, że za przynależność do kościoła ateistów spotka mnie kara boska. Tzn. ja się jej spodziewałem, bo czytałem Pratchetta i wiem że bogowie w nocy wybijają ateistom szyby...
A więc pociąg stanął. Tak jak stanął tydzień wcześniej, kiedy jechałem w przeciwnym kierunku tak teraz stanął. Z tego samego powodu. Tyle, że w drugą stronę, ale jak się zatrzymał to stał właściwie w tą samą nieruchomą stronę. Trąbeczka strzeliła w mordę paru drzewkom, tory nieprzejezdne, Pratchett miał rację.
Cóż, uwaliłem się na karimacie (w Ełku przewidująco nie szukałem miejsca w przedziałach, na karimacie jest naprawdę wygodniej podczas długich podróży naszymi kolejami ;) ) rozłożonej obok roweru w wagonie rowerowym, który w obecnych czasach najczęściej jest wykorzystywany przez pasażerów jako substytut dawnego "bydlęcego", bo skład jest zawsze za mały i zacząłem rozważać swoją sytuację duchową. Tym razem moce próbowały złamać mnie tylko dwie godziny i pociąg pojechał dalej. Byłem tak uradowany, że podzieliłem się tą radością z kierownikiem pociągu: "wie pan, ja to jestem nawet zadowolony - jak jechałem tydzień temu tą samą trasą to pociąg miał siedem godzin spóźnienia, a teraz tylko dwie".
Krótko mówiąc - jazda, która powinna trwać (w obie strony) około 23 godziny, trwała 32 godziny. Jak widzicie jest to zwykłe przestawienie cyfr. Każdemu może się zdarzyć... ;)
Komentarze
Fajna wyprawa i przyjemne opisy:) no i ciekawie pooglądać zdjęcia z Litwy:)
Pozdro! azbest87 - 22:07 wtorek, 10 sierpnia 2010 | linkuj
Pozdro! azbest87 - 22:07 wtorek, 10 sierpnia 2010 | linkuj
Czyta się bardzo przyjemnie, a całość dopełniona fajnymi zdjęciami (na jednym z nich znalazłem obiekt którego nazwy długo szukałem:))
Zazdroszczę stylu wyprawy -> dla przyjemności, bez "nawalania" kilometrów i rekordów. Szkoda, że nie potrafię wyjechać samemu, tylko zawsze trafiam na osoby które chcą więcej, szybciej, dalej, wyżej:(
I respect za ranne wstawanie:p miok - 16:36 wtorek, 10 sierpnia 2010 | linkuj
Zazdroszczę stylu wyprawy -> dla przyjemności, bez "nawalania" kilometrów i rekordów. Szkoda, że nie potrafię wyjechać samemu, tylko zawsze trafiam na osoby które chcą więcej, szybciej, dalej, wyżej:(
I respect za ranne wstawanie:p miok - 16:36 wtorek, 10 sierpnia 2010 | linkuj
Twoje wpisy są doskonałe pod każdym względem - świetne fotki i pełen humoru tekst. Jesteś na szczycie mojej listy rankingowej Bikestats :) Jeśli kiedyś ogłoszony zostanie konkurs na najciekawszy blog, będę głosować na Twój :)
Serdecznie pozdrawiam :) niradhara - 09:01 sobota, 31 lipca 2010 | linkuj
Serdecznie pozdrawiam :) niradhara - 09:01 sobota, 31 lipca 2010 | linkuj
Glosolalię ostatnio usłyszałam pod barem, gdzie facet nawalony jak szafa gdańska leżał pod ławką i nadawał w języku Apaczów. Myślę, że z tym zjawiskiem mogło spotkać się wielu.
Jednak Bogowie mieli Cię w opiece. Gdyby pociąg stał 7 godzin, kto wie jak by się dyskusja z zielonoświątkowcami skończyła:) Kajman - 06:04 sobota, 31 lipca 2010 | linkuj
Jednak Bogowie mieli Cię w opiece. Gdyby pociąg stał 7 godzin, kto wie jak by się dyskusja z zielonoświątkowcami skończyła:) Kajman - 06:04 sobota, 31 lipca 2010 | linkuj
Świetny opis - uśmiałem się setnie :-D
Szkoda, że w pizzerii nie mieli średniej - 29 cm - miałbyś większą możliwość wyboru ;-)
Czas Twojej podróży przypomniał mi jedno lato, kiedy jechałem PKP z Zagórza (tego w Bieszczadach) na Hel (tego na Półwyspie) - podróż zajęła koło doby (przesiadka w Krakowie - 2 godziny).
Pozdrawiam WrocNam - 17:04 piątek, 30 lipca 2010 | linkuj
Szkoda, że w pizzerii nie mieli średniej - 29 cm - miałbyś większą możliwość wyboru ;-)
Czas Twojej podróży przypomniał mi jedno lato, kiedy jechałem PKP z Zagórza (tego w Bieszczadach) na Hel (tego na Półwyspie) - podróż zajęła koło doby (przesiadka w Krakowie - 2 godziny).
Pozdrawiam WrocNam - 17:04 piątek, 30 lipca 2010 | linkuj
Z prawdziwą przyjemnością przeczytałem cały opis Twojej wyprawy a że piszesz świetnie, więc żałuję że to była tak krótka wycieczka. Nie wiedziałem, że nasz kolej dysponuje wagonami przeznaczonymi do przewozu rowerów. Jeśli masz takie warunki w wyprawach do Kostrzynia, to nie dziwię się, że tam często bywasz. Domek u "babci" wygląda sympatycznie, do tego widać antenę satelitarną, więc to ktoś w miarę majętny. Przy niemieckich grobach widać znicze, ktoś pamięta o zmarłych.
jotwu - 16:29 piątek, 30 lipca 2010 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!