meak - przejażdżki i wyprawki

Info




Linki


Zalicz gminę ;)







Batoniki






button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Moje rowery

Unibike Viper 23159 km
Author Outset 17964 km
Kross Level 3.0 2021

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy meak.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Tak nie będzie ;)






Blog rowerowy. Aktualizowany od przypadku do przepadku. Spostrzegawczość jest ważna. Nie wiąż się z nim, jeśli nie lubisz dłuższej rozłąki. Zanim zaczniesz czytać zapoznaj się ze znaczeniem słów: ironia i sarkazm ;)



run-log.com

Wyprawa na Litwę - dzień szósty, czyli Pratchett miał rację ;)

Piątek, 23 lipca 2010 | dodano:30.07.2010 Kategoria 80 - 99 km, Litwa 2010
Km:85.37Km teren:25.00 Czas:05:55Km/h:14.43
Pr. maks.:37.20Temperatura:32.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie: 1606kcal Podjazdy:m Rower:Unibike Viper


Wszystkie zdjęcia z Wyprawy na Litwę

Wstałem w pokoiku z balkonikiem o 5:30 - totalna rozpusta. Kiedy już zniosłem wszystkie rzeczy na dół i szykowałem się do wyjazdu, babcia akurat zeszła, żeby wydoić swoje kózki i przy okazji się pożegnaliśmy - 2 lata temu wstałem tak wcześnie, że nie było do tego okazji ;) Na pożegnanie pstryknąłem domkowi z tarasem zdjęcie.



Najpierw pojechałem z Płaskiej szosą do Przewięzi, potem kontynuowałem już drogą gruntową obok jeziora.





W Augustowie zajechałem do taniego baru "Ptyś" i na pożegnanie zamówiłem... kartacze. Na śniadanie, a co ;) Zamówiłem też coś do picia chociaż miałem niezłe zapasy ze sobą, ale upał tego dnia bardzo wcześnie zaczynał się dawać we znaki. Dalej ruszyłem w pełnym słońcu wzdłuż Kanału Augustowskiego szlakiem pieszym - przed Białobrzegami przekroczyłem szosę 8 i trafiłem na ojczyste piaski ;)



Przed Bargłowem Dwornym dłuższy czas musiałem prowadzić rower, później było nieco łatwiej. W Bargłowie Kościelnym zajrzałem do sklepu. Kupiłem litr Powerade i małe, bezalkoholowe piwo Lech. Usiadłem nieopodal, żeby chwilę odsapnąć i wszystko to wypiłem :)





W Borzymach (na drogowskazie jest napisane "Bożymy", na mapie inaczej ;) ) znowu zaliczyłem sklep i kolejne pół litra Powerade (oczywiście w międzyczasie ciągnąłem non-stop wodę z bukłaka ;) ). Przy okazji zaczepił mnie młody chłopak na rowerze, który koniecznie chciał wiedzieć, czy jak on sobie teraz na wakacjach pojeździ codziennie po 40 - 50 km to będzie dużo, czy mało? Odparłem, że to bardzo dużo i pojechał szczęśliwy ;)

Za Borzymami trafiłem na jakiś cmentarz z I Wojny Światowej, gdzie były groby Niemców, a w miejscowości Kucze na pięćdziesięciokilometrowego rowerzystę. W sklepie kupiłem tym razem Nestea Zielona Herbata, którą na miejscu wypiłem ;)













Dalej była już mniej ciekawa droga, którą dowlokłem się w końcu do Ełku i zacząłem szukać... Powerade :D oraz noclegu. Niestety, Ełk to nie Augustów, gdzie kwaterę znajduje się tanio i w 5 minut. Trafiłem w końcu do jakiegoś pensjonatu, gdzie przystojna pani zaśpiewała stówę za noc. Odśpiewałem, że rany boskie dlaczego, czy tu nie można znaleźć nic taniej jak np. w Augustowie? Na to pani łypnęła na mnie ciekawym okiem, wyszła zza kontuaru i zapytała, ile byłbym gotów jej zapłacić to z pewnością się dogadamy... Falsetem wyśpiewałem hymn ełckiego kempingu i tamże poszedłem rozbić namiot choć na niebie działy się rzeczy dziwne, a starzy ludzie powiadali, że jak się rodzą dwugłowe cielęta to zabraknie wieprzowiny na święta...
Na kempingu okazało się, że mają pokoje - zależało mi na tym nie tylko ze względu na pogodę, ale też nie chciałem tracić rano czasu na zwijanie przed pociągiem. Po wprowadzeniu się do pokoju wziąłem szybką kąpiel i popędziłem coś zjeść. "Coś zjeść" znalazłem w niedalekiej pizzerii o zmyślnej nazwie "Roma", gdzie oferują pizzę w bardzo zróżnicowanych rozmiarach, mianowicie:

Duża - 30 cm
Mała - 28 cm

Zamówiłem małą, nie czułem się jakoś na siłach.

Do tego piwo, a potem ucieczka, bo plotka o cielętach okazała się prawdziwa. Zdążyłęm na szczęście do swojego pokoju i racząc się piwem Łomża obserwowałem sytuację za oknem. Położyłem się w końcu spać.

Następnego dnia zapakowałem się w pociąg i rozpocząłem nowe przygody :)

Najpierw, nie wiem nawet na jakiej stacji, pociąg zasiedlili anglojęzyczni pasażerowie. Pewnie nie nawiązałbym z nimi kontaktu, ale jedna z kobiet próbowała się od konduktora dowiedzieć jaka stacja znajduje się before SLUPSK. Konduktor słysząc pytanie w języku obcym natychmiast zaczął zachowywać się jak bardzo wyobcowany człowiek, właściwie jak autysta, którego interesują tylko literki i cyferki na biletach, a miał przy tym tak skoncentrowany wyraz twarzy, że z pewnością policzył ile pasażerowie mają wykałaczek i zapałek w kieszeniach. Zacząłem więc obcą krajówkę uczyć trudnej wymowy słowa "Lębork". Zrezygnowałem, kiedy po raz 101 usłyszalem "Libog". Po chwili jednak zostałem postrzelony opowieścią o tym, że jadą na "church camp" i czy ja może słyszałem o "speaking tongues", bo to jest "changing life experience". Odparłem od razu, że jestem ateistą i w moim kościele nie wierzy się w takie rzeczy. Popatrzyła się na mnie z głębokim zrozumieniem, wyjęła aparat foto i zaczęła opowiadać o sobie, o rodzinnych stronach (Alice Springs w środeczku Australii). To było nawet fajne, bo na zdjęciach oglądałem naprawdę niesamowite krajobrazy. Po chwili jednak - jak się można było spodziewać - dowiedziałem się, że wielu spośród nich również było kiedyś ateistami, ale "changing life experience" and "speaking tongues", i już nie są, a w ogóle to czy mam w domu biblię. Cóż, pogadaliśmy jeszcze chwilę, oczywiście musiałem odeprzeć parę podobnych wtrętów a i tak nagle znalazła się wizytóweczka, z wiele mówiącym napisem w języku obcym "Pozwól bogu udowodnić prawdę!", a potem był wreszcie Słupsk i wysiedli, ufff...

Nie wiedziałem jednak, że za przynależność do kościoła ateistów spotka mnie kara boska. Tzn. ja się jej spodziewałem, bo czytałem Pratchetta i wiem że bogowie w nocy wybijają ateistom szyby...

A więc pociąg stanął. Tak jak stanął tydzień wcześniej, kiedy jechałem w przeciwnym kierunku tak teraz stanął. Z tego samego powodu. Tyle, że w drugą stronę, ale jak się zatrzymał to stał właściwie w tą samą nieruchomą stronę. Trąbeczka strzeliła w mordę paru drzewkom, tory nieprzejezdne, Pratchett miał rację.



Cóż, uwaliłem się na karimacie (w Ełku przewidująco nie szukałem miejsca w przedziałach, na karimacie jest naprawdę wygodniej podczas długich podróży naszymi kolejami ;) ) rozłożonej obok roweru w wagonie rowerowym, który w obecnych czasach najczęściej jest wykorzystywany przez pasażerów jako substytut dawnego "bydlęcego", bo skład jest zawsze za mały i zacząłem rozważać swoją sytuację duchową. Tym razem moce próbowały złamać mnie tylko dwie godziny i pociąg pojechał dalej. Byłem tak uradowany, że podzieliłem się tą radością z kierownikiem pociągu: "wie pan, ja to jestem nawet zadowolony - jak jechałem tydzień temu tą samą trasą to pociąg miał siedem godzin spóźnienia, a teraz tylko dwie".

Krótko mówiąc - jazda, która powinna trwać (w obie strony) około 23 godziny, trwała 32 godziny. Jak widzicie jest to zwykłe przestawienie cyfr. Każdemu może się zdarzyć... ;)

Komentarze
Fajna wyprawa i przyjemne opisy:) no i ciekawie pooglądać zdjęcia z Litwy:)
Pozdro!
azbest87
- 22:07 wtorek, 10 sierpnia 2010 | linkuj
Czyta się bardzo przyjemnie, a całość dopełniona fajnymi zdjęciami (na jednym z nich znalazłem obiekt którego nazwy długo szukałem:))
Zazdroszczę stylu wyprawy -> dla przyjemności, bez "nawalania" kilometrów i rekordów. Szkoda, że nie potrafię wyjechać samemu, tylko zawsze trafiam na osoby które chcą więcej, szybciej, dalej, wyżej:(
I respect za ranne wstawanie:p
miok
- 16:36 wtorek, 10 sierpnia 2010 | linkuj
Dziękuję. Ze szczytu jednak szybko się spada, więc już zamówiłem spadochron. A poza tym - to po prostu tydzień litewskiej ekstazy ;)
meak
- 09:16 sobota, 31 lipca 2010 | linkuj
Twoje wpisy są doskonałe pod każdym względem - świetne fotki i pełen humoru tekst. Jesteś na szczycie mojej listy rankingowej Bikestats :) Jeśli kiedyś ogłoszony zostanie konkurs na najciekawszy blog, będę głosować na Twój :)

Serdecznie pozdrawiam :)
niradhara
- 09:01 sobota, 31 lipca 2010 | linkuj
Umieszczę tu jeszcze jedną notkę, w której właśnie będzie coś w rodzaju podsumowania. W przyszłym roku zresztą też zamierzam wybrać się na Litwę, ale tym razem podjadę już raczej bliżej granicy (może aż do miejscowości Trakiszki, bo to najbliższe miejsce, gdzie - przynajmniej jeszcze w tym roku - można podjechać pociągiem), z Ełku to jednak przynajmniej jeden dzień drogi dodatkowo. Co do roweru - w niektórych miejscach przydałyby się pewnie jeszcze szersze opony takie jakie można założyć tylko do roweru górskiego. Na tym rowerze przejechałem dopiero drugą wyprawkę, poprzednie (w tym najdłuższa trasą Polski Egzotycznej) odbyłem na rowerku Author Outset - 26 calowe koła, widelec bez amorów, osprzęt chyba najniższej klasy :)
meak
- 08:49 sobota, 31 lipca 2010 | linkuj
@Kajman
Niewiele by to zmieniło, bo zielonoświątkowcy wysiedli zanim pociąg miał przymusowy postój, ale myślę że w razie czego jestem w stanie bełkotać tak jak oni - na trzeźwo i bez cudów ;)

@Wrocnam
Jeżeli jeszcze tam kiedyś będę to podpowiem im ten średni rozmiar ;)
meak
- 06:54 sobota, 31 lipca 2010 | linkuj
Glosolalię ostatnio usłyszałam pod barem, gdzie facet nawalony jak szafa gdańska leżał pod ławką i nadawał w języku Apaczów. Myślę, że z tym zjawiskiem mogło spotkać się wielu.
Jednak Bogowie mieli Cię w opiece. Gdyby pociąg stał 7 godzin, kto wie jak by się dyskusja z zielonoświątkowcami skończyła:)
Kajman
- 06:04 sobota, 31 lipca 2010 | linkuj
Świetny opis - uśmiałem się setnie :-D
Szkoda, że w pizzerii nie mieli średniej - 29 cm - miałbyś większą możliwość wyboru ;-)
Czas Twojej podróży przypomniał mi jedno lato, kiedy jechałem PKP z Zagórza (tego w Bieszczadach) na Hel (tego na Półwyspie) - podróż zajęła koło doby (przesiadka w Krakowie - 2 godziny).
Pozdrawiam
WrocNam
- 17:04 piątek, 30 lipca 2010 | linkuj
Niestety, pociąg do Kostrzyna to tzw. "tramwaj", gdzie na końcu pociągu znajduje się coś, co się nazywa "Przedział dla podróżnych z dużym bagażem" a zwykle jest wykorzystywane jako palarnia ;)
meak
- 16:33 piątek, 30 lipca 2010 | linkuj
Z prawdziwą przyjemnością przeczytałem cały opis Twojej wyprawy a że piszesz świetnie, więc żałuję że to była tak krótka wycieczka. Nie wiedziałem, że nasz kolej dysponuje wagonami przeznaczonymi do przewozu rowerów. Jeśli masz takie warunki w wyprawach do Kostrzynia, to nie dziwię się, że tam często bywasz. Domek u "babci" wygląda sympatycznie, do tego widać antenę satelitarną, więc to ktoś w miarę majętny. Przy niemieckich grobach widać znicze, ktoś pamięta o zmarłych.
jotwu
- 16:29 piątek, 30 lipca 2010 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!